10 rzeczy powszechnych na Węgrzech, które wydają się nam dziwne

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga!

Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy…” , w którym przyjrzymy się cechom kulturowym i codziennym, powszechnym w danym kraju, które z naszej perspektywy mogą wydawać się dziwne i niezwykłe. No, albo przynajmniej warte uwagi.

Linki do poprzednich artykułów znajdują się na końcu wpisu. A dziś porozmawiamy o Węgrzech, małym, ale bardzo charakterystycznym kraju Europy Wschodniej, który w ostatnich latach niespodziewanie stał się naszym głównym sojusznikiem w całej Europie. Węgry są już 25. krajem, któremu poświęcono osobny artykuł na tym blogu, ale z jakiegoś powodu okazało się, że najtrudniej jest go opisać i wyróżnić dziesięć niezwykłych cech.

Mimo braku wspólnej granicy z Rosją, różnic etniczno-kulturowych, geograficznych i innych, Węgry okazały się zaskakująco podobne do naszego kraju. Ale oczywiście było też kilka ciekawych cech, które będą tematem dzisiejszego artykułu, choć większość z nich można nazwać dziwnymi tylko z pewnym naciąganiem.

Witajcie zatem w kraju autobusów Ikarus i kostek Rubika, gulaszu i paprykarza, Ferenca Liszta i Ferenca Puskasa, bogatej historii i wyjątkowej kultury – na Węgrzech.

Treść

  1. 1. Język węgierski
  2. 2. Łaźnie i źródła mineralne
  3. 3. Godziny otwarcia kawiarni i restauracji
  4. 4. Procent soku
  5. 5. Najdłuższy tramwaj na świecie
  6. 6. Tablice pamiątkowe
  7. 7. Reklama na budynkach zabytkowych
  8. 8. Kwiaty na oknach i balkonach
  9. 9. Kosze reklamowe
  10. 10. Lomtalanitash

1. Język węgierski

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii "10 zwyczajnych rzeczy...

Być może pierwszą i największą niespodzianką, jaka czeka nieprzygotowanego turystę na Węgrzech, jest język węgierski, który słusznie uważany jest za jeden z najtrudniejszych na świecie. Możesz biegle mówić po angielsku, niemiecku i rosyjsku (lub jakimkolwiek innym języku słowiańskim), a mimo to nie rozumieć ani słowa po węgiersku.

Słuchanie mowy węgierskiej lub czytanie tekstów węgierskich jest po prostu bezużyteczne; nie będzie ono bardziej użyteczne niż pismo arabskie lub znaki chińskie. Nie bez powodu język węgierski nazywany jest językiem łamigłówek, na wzór słynnej na całym świecie kostki Rubika [jej twórca, wynalazca i architekt Ernő Rubik w tym roku obchodzi swoje 80. urodziny].

Język węgierski formalnie należy do grupy języków ugrofińskich, ale w rzeczywistości żaden inny język w tej grupie nie jest na tyle podobny do węgierskiego, aby można go było zrozumieć nawet na najbardziej podstawowym poziomie. Paradoksalnie, językami najbliższymi węgierskiemu są języki chantyjski i mansyjski. Nie jest to jednak takie zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że dalecy przodkowie współczesnych Węgrów byli przedstawicielami starożytnych plemion, które w starożytności zamieszkiwały Ural.

Co do złożoności języka węgierskiego, oceńcie sami: 40 liter, w tym 14 samogłosek, 20 przypadków, wiele słów tworzonych przez sklejanie lub zastępowanie końcówek, przyrostków, przedrostków i przedrostków, przez co niekiedy stają się nadmiernie długie, a także ogromna liczba wyjątków od i tak już znacznej liczby reguł.

Leksykon języka węgierskiego składa się jedynie w 21% z rodzimego słownictwa ugrofińskiego, 20% ze słów pochodzenia słowiańskiego, 11% z zapożyczeń niemieckich, 9% z języka tureckiego, 9% z języka łacińsko-greckiego, 1% z zapożyczeń innego pochodzenia i wreszcie aż 30% słów, których pochodzenie po prostu nie jest ustalone.

Ktoś kiedyś coś takiego powiedział i tak zostało do dziś 🙂 Jednocześnie Węgrom należy się uznanie: poziom znajomości języka angielskiego w tym kraju jest dość wysoki, ku uciesze turystów, a niektórzy przedstawiciele starszego pokolenia pamiętają nawet język rosyjski. Ogólnie rzecz biorąc, Węgrzy są bardzo gościnni i uprzejmi, i nawet pomimo bariery językowej, zawsze chętnie pomogą. Ale całkiem możliwe, że będziesz musiał komunikować się z nimi za pomocą języka mimiki i gestów.

2. Łaźnie i źródła mineralne

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-2

Pod wieloma względami wydaje się niezwykłe, że Węgry, które nie mają dostępu do morza, są pełnoprawnym krajem wypoczynkowym, a Budapeszt jest jedyną europejską stolicą mogącą poszczycić się statusem kurortu. Jak to się stało?

Powodem tego są liczne źródła mineralne, których w tym niewielkim kraju jest ponad 60 tysięcy. Co roku dziesiątki tysięcy turystów przyjeżdża na Węgry, aby spędzić czas w leczniczych wodach, aby zrelaksować się zarówno fizycznie, jak i duchowo. Sami Węgrzy nie stronią też od relaksu w licznych łaźniach, specjalnie przystosowanych do korzystania z leczniczych zabiegów wodnych i po prostu komfortowego spędzania czasu.

Cóż, główne jezioro kraju, Balaton, bez żadnej przesady, zastępuje Węgrom Morze Śródziemne, Zatokę Perską i Ocean Indyjski razem wzięte.

Dla osób przyjeżdżających do Budapesztu w celach turystycznych, obowiązkowym elementem programu wycieczki jest wizyta w tutejszych łaźniach. „Kultura kąpieli” rozwijała się na Węgrzech przez stulecia: pierwsze łaźnie zbudowali Rzymianie na terenie dzisiejszego Budapesztu jeszcze przed naszą erą. Dużo później, w XVI wieku, za czasów panowania Imperium Osmańskiego, pojawiły się tu również tureckie łaźnie.

Wreszcie, największy wzrost zainteresowania kompleksami kąpielowymi i pływackimi nastąpił w XIX wieku, kiedy wybudowano słynne budapeszteńskie łaźnie, które wyglądem bardziej przypominały pałace monarchów austro-węgierskich niż publiczne ośrodki wypoczynkowe. Najważniejszym z nich jest kompleks kąpielowy Széchenyi’ego, największy kompleks kąpielowy w Europie.

W sumie w stolicy Węgier znajduje się około trzech tuzinów publicznych łaźni – od bardzo małych łaźni i klinik balneologicznych po ogromne kompleksy składające się z dziesiątek basenów, saun, łaźni parowych i wanien z hydromasażem. Węgrzy są dumni ze swoich łaźni, sami je regularnie odwiedzają i oczywiście chętnie witają turystów.

3. Godziny otwarcia kawiarni i restauracji

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-3

Węgry to kraj południowy i chociaż klimat jest tu znacznie łagodniejszy niż na przykład we Włoszech czy Grecji, to jednak letnie upały z temperaturami przekraczającymi 30°C nie są aż tak rzadkością. Oczywiście, nie ma tu tradycyjnej sjesty ani „popołudniowej drzemki”, ale mimo wszystko upał ma pewien wpływ na życie i codzienną rutynę Węgrów. Przykładem są godziny otwarcia lokalnych kawiarni i restauracji.

Zazwyczaj otwierają się nie wcześniej niż o godzinie 12:00 (nie ma w tym nic niezwykłego), a potem są otwarte do godziny 15:00. [ Nie zauważyłem żadnych lunchów biznesowych na Węgrzech, ale wiele kawiarni oferuje w porze lunchu specjalne menu z mniejszymi porcjami standardowych dań w niższej cenie. ] Następnie następuje trzygodzinna przerwa, po której lokale gastronomiczne otwierają się ponownie po godz. 18.00 na kolację, po czym pracują do późna.

Dlatego zjedzenie późnego obiadu lub wczesnej kolacji na Węgrzech może stanowić pewien problem. Oczywiście, o każdej porze dnia można tu zjeść shawarmę lub hamburgera, ale lepiej wcześniej zaplanować degustację np. słynnego węgierskiego gulaszu.

4. Procent soku

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-4

Asortymentu produktów dostępnych w węgierskich supermarketach nie można ogólnie nazwać niezwykłym, z jednym wyjątkiem – wszechobecną papryką, sprzedawaną oddzielnie jako proszek lub sos, a także jako składnik kiełbas, mięsa, sałatek i innych potraw. Ale jeden produkt przykuł moją uwagę – soki owocowe.

A dokładniej, nie chodzi o same soki, ale o ich opakowania, na których niezmiennie dużą czcionką podana jest informacja o zawartości soku. U nas na opakowaniach pisze się jedynie o 100%, a jeśli jest ich mniej (procentowo), to takiej informacji należy szukać w opisie składu. Na Węgrzech bezpośrednio na przedniej części opakowania można umieścić informację o 50%, 25%, a nawet 12%. Uczciwie i bez żadnych sztuczek, a kupujący sam zdecyduje co wziąć i czy warto przepłacić.

Jako ciekawe wyjaśnienie tego zjawiska natknąłem się w Internecie na następującą informację: jeśli wierzyć statystykom medycznym, węgierskie dzieci mają jedne z najgorszych zębów w całej Europie. W pewnym momencie dentyści w całym kraju podnieśli alarm, wzywając do radykalnego ograniczenia spożycia cukru. Dla producentów soków oznaczało to konieczność podania zawartości procentowej soku naturalnego w opakowaniu. Bez tych wszystkich „nektarów” i zawoalowanych frazesów w rodzaju „100% jakości”. A dla kupujących stało się to o wiele wygodniejsze: nie muszą już czytać składników podanych drobnym drukiem.

5. Najdłuższy tramwaj na świecie

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-5

Niestety, era słynnych węgierskich autobusów Ikarus dawno już dobiegła końca: zakład produkcyjny zbankrutował na początku XXI wieku, a wszystkie fabryki zostały zamknięte. Z perspektywy czasu wydaje się zaskakujące, że ta węgierska firma, założona w 1895 roku jako kuźnia i warsztat powozowy, w drugiej połowie XX wieku stała się jednym z największych producentów autobusów na świecie.

Tylko do ZSRR dostarczono ponad 100 tysięcy autobusów marki Ikarus, z których najsłynniejsze były oczywiście autobusy dwuczłonowe, połączone na wzór harmonii. Dziś na ulicach rosyjskich miast trudno już zobaczyć dobre, stare autobusy marki Ikarus.

Na Węgrzech z najpopularniejszego środka transportu publicznego samochody te już dawno przekształciły się w auta retro, eksponaty w muzeach transportu. Ikarusy zniknęły (a może już nie?), ale tradycja korzystania z rozbudowanej komunikacji publicznej jest na Węgrzech nadal żywa. Dziś po ulicach Budapesztu jeżdżą najdłuższe tramwaje na świecie, będące rekordzistami świata – 56 metrów.

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-6

Pociągi o wydłużonym torze jazdy wykorzystywane są przede wszystkim w godzinach szczytu i przewożą do 20 000 osób na godzinę. Budapeszt jest jednym z niewielu miast na świecie, w którym, mimo że posiada zarówno tramwaj, jak i metro, to ten pierwszy znacznie przewyższa ten drugi pod względem ruchu pasażerskiego.

Tramwaje w Budapeszcie są ciche, niskopodłogowe, klimatyzowane i wyposażone w interaktywne ekrany. Dopiero dziś produkuje się je… w Hiszpanii. Ostatnie węgierskie tramwaje, podobnie jak Ikarus, wycofano z produkcji na początku XXI wieku, ponieważ najwyraźniej nie sprawdziły się na rynku europejskim.

Mimo wszystko, nowoczesne 56-metrowe tramwaje prezentują się na ulicach Budapesztu niezwykle kolorowo, a robią naprawdę duże wrażenie, ponieważ składają się z dziewięciu (!) segmentów. Najdłuższy Ikarus w historii (23 metry) składał się jedynie z trzech części, a i tak wyprodukowano go w jednym egzemplarzu.

6. Tablice pamiątkowe

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-7

Tym, co zwraca uwagę we współczesnych Węgrzech, jest również duża liczba tablic pamiątkowych na fasadach budynków, w których mieszkali lub pracowali pewni ludzie, węgierscy politycy i osobistości publiczne, sportowcy, aktorzy i inne osobistości ze świata kultury i sztuki.

Ponadto tablice pamiątkowe zainstalowano w dużej liczbie nie tylko w Budapeszcie, ale również w miastach prowincjonalnych kraju. Patrząc na nie, można się po prostu zdziwić, jak wiele sławnych osobistości żyje w tym małym, 10-milionowym państwie, a ich zasługi są tu do dziś czczone i szanowane.

Szczerze mówiąc, nigdzie nie znalazłem jasnego wyjaśnienia tego zjawiska, ale ośmielę się stwierdzić, że jego korzenie są w rzeczywistości bardzo, bardzo głębokie. Węgrzy, będąc stosunkowo małym narodem, zdołali zachować i pielęgnować przez wieki wiele zwyczajów i tradycji; są dumni ze swojej unikalnej kultury, która ukształtowała się częściowo pod wpływem różnorodnych tradycji i trendów innych narodów i krajów otaczających Węgry.

Tutaj również szczerze szanują swoich rodaków, którzy odnieśli sukces na tym czy innym polu, i utrwalają ich pamięć. I choć w historii nie było wielu Węgrów, którzy osiągnęli światową sławę, Najważniejsze jest to, że ich sława na Węgrzech jest żywa do dziś.

7. Reklama na budynkach zabytkowych

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-8

Prawdziwym problemem Węgier jest utrzymanie zabytkowej architektury w akceptowalnym stanie i, co ważniejsze, poszanowanie zabytkowych budynków. Tak, spękany tynk lub brak renowacji niektórych starych budynków można przypisać brakowi funduszy.

Węgry jednak nie są najbogatszym krajem w Europie; nie widać tu widocznych zniszczeń czy upadku, lecz szczerze mówiąc, wciąż jest to obszar daleki od idealnego rozwoju urbanistycznego. Ale jak wytłumaczyć ogromne plakaty reklamowe i banery, które zasłaniają fasady zabytkowych budynków, zarówno tych w złym stanie, jak i tych niedawno odrestaurowanych? Być może tylko szaleństwo kapitalizmu…

Pod tym względem Węgry jednak przypominają Rosję z lat 2000. Pamiętam także wielkie banery reklamowe rozwieszone tuż przy ulicy Twerskiej i innych głównych ulicach Moskwy. Ale dziś nawet na rosyjskich prowincjach zaczynają oczyszczać historyczne środowisko miejskie z wizualnego szumu. W związku z tym nie byłoby złym pomysłem, gdyby Węgry przyjrzały się bliżej innowacyjnym doświadczeniom Rosji!)

8. Kwiaty na oknach i balkonach

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-9

Węgierski biznes jest bezwzględny w kwestii tworzenia atrakcyjnego wizualnie otoczenia miejskiego, ale równie skutecznie odnoszą na tym polu sami Węgrzy. Jednym z najbardziej spektakularnych przejawów tego zjawiska, zarówno dosłownie, jak i w przenośni, jest dekorowanie terenów miejskich i fasad budynków kwiatami i innymi roślinami.

Węgry nagle okazują się być prawdopodobnie najbardziej kwiecistym krajem w Europie, jeśli nie na całym świecie: wszędzie znajdują się rabaty kwiatowe i małe ogródki, a balkony i okna zdobią wazony i doniczki z roślinami doniczkowymi. Wygląda bardzo pięknie i nastrojowo. Jednak przedmieścia wielu węgierskich miast, zabudowane typowymi domami z wielkiej płyty, pięcio-, dziewięcio- i dwunastopiętrowymi budynkami z czasów socjalizmu, często niczym się nie różnią od przedmieść rosyjskich.

Ale to właśnie kwiaty na oknach odróżniają dzielnice mieszkalne na Węgrzech od ich odpowiedników w Rosji (i w całym postsowieckim regionie). Przecież wieszanie doniczek z kwiatami za oknem to nie tylko i nie tyle kwiaciarstwo, co próba upiększenia przestrzeni publicznej, ulicy, placu i miasta jako całości. W naszym kraju takie podejście do rozwoju miast dopiero zaczyna zyskiwać popularność.

9. Kosze reklamowe

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-10

Innym ciekawym, choć raczej niepozornym elementem rozwoju miast na Węgrzech są kosze na reklamy i inną „niechcianą” korespondencję, ustawione przed wejściami do budynków mieszkalnych.

Wyglądają dyskretnie w przeciwieństwie do dużych tablic ogłoszeniowych, a jednocześnie chronią elewacje budynków przed dodatkowymi reklamami małego formatu. Wrzucanie ulotek do skrzynek pocztowych na Węgrzech wiąże się z wysoką karą pieniężną.

Cóż, skoro znajdują się one w większości przypadków już w holu wejściowym, dostęp do nich ma tylko listonosz, ale o promocji w najbliższym supermarkecie, otwarciu nowej pizzerii dostarczającej swoje dania na całą okolicę lub o tym, że w danym dniu w całym budynku „w porozumieniu z administracją przeprowadzana jest wymiana wodomierzy”, można dowiedzieć się po prostu sprawdzając reklamę w okienku przy wejściu. Proste, wygodne i funkcjonalne.

10. Lomtalanitash

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-11
Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-11-2
Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-11-3

No cóż, na zakończenie dzisiejszej listy, być może najbardziej niezwykła cecha węgierska, którą zauważyłem zupełnie przypadkiem. Rzecz w tym, że pod koniec tygodniowego pobytu na Węgrzech straciłem już nadzieję, że zobaczę tu coś naprawdę niezwykłego. Kwiaty na oknach czy w koszach reklamowych, choć urocze, stanowią oryginalny element tutejszej struktury miejskiej, ale z pewnością nie można ich nazwać dziwactwami.

I tak, idąc na dworzec, nagle zobaczyłem stare meble stojące na chodniku w jednej z alejek. Nie przywiązywałem do tego żadnej wagi, no cóż, nigdy nie wiadomo, ktoś może się ruszyć. Ale potem skręcił w inną uliczkę i obraz się powtórzył: przy jednym z wejść stała zniszczona sofa, a na niej piętrzyły się ubrania i jakieś stare rzeczy.

Uznałem to za zbieg okoliczności, ale chwilę później skręciłem na główną ulicę i na początku nawet w to nie uwierzyłem: wszystko było zaśmiecone rupieciami: starymi meblami, sprzętem AGD, ubraniami, książkami i innymi przedmiotami gospodarstwa domowego. W tym samym czasie przechodnie, którzy tędy przechodzili, z zainteresowaniem przyglądali się wystawionym rzeczom i jeśli przyciągnęli ich uwagę, zabierali coś ze sobą. Przez kilka minut obserwowałem, co się dzieje, a potem postanowiłem zapytać grupę młodych ludzi, co się tu dzieje.

Okazuje się, że zjawisko to ma swoją nazwę, trudną do wymówienia, jak większość węgierskich słów – Lomtalanitás, czyli Dzień Sprzątania Bałaganu.

Jest to jedyny dzień w roku, kiedy mieszkańcy danej dzielnicy lub małego miasta mogą bezpiecznie wystawić przed swoim domem niepotrzebne przedmioty. W pozostałym czasie, aby pozbyć się kanapy lub telewizora, należy skontaktować się ze specjalną firmą i zapłacić za usługi jej pracowników. Cóż, kiedy nadchodzi Lomtalanitás (oczywiście nie nagle, a zgodnie z wcześniej opublikowanym kalendarzem), niektórzy Węgrzy wynoszą na ulicę niepotrzebne rzeczy, podczas gdy inni ruszają na poszukiwanie zabytkowych mebli, starego sprzętu i innych retro dodatków, a nawet antyków.

Wszystkie przedmioty, które pozostają nietknięte po 24 godzinach od wyrzucenia, takie jak zużyte materace i zepsuty sprzęt, są utylizowane przez służby miejskie, całkowicie bezpłatnie dla lokalnych mieszkańców. No cóż, na koniec wszyscy są zadowoleni, zarówno ci, którzy pozbyli się śmieci, jak i ci, którzy znaleźli coś wartościowego dla siebie. Tak wygląda cykl rzeczy w naturze w stylu węgierskim.

Drodzy czytelnicy i goście tego bloga! Czas na kolejny artykuł z serii „10 zwyczajnych rzeczy...-12

I to tyle na dziś o Węgrzech. Dziękuję za przeczytanie do końca. Mam nadzieję, że uznałeś to za interesujące!

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *