Jeden z najtrudniejszych moralnie filmów nie tylko lat 90., ale w ogóle w kinie

Na grobie Julii Stiepanownej Kryłowej różnica między datami jest zbyt krótka – lata 1961–1977. Julka zmarła w wieku zaledwie szesnastu lat. I zmarła podczas porodu. Słabe serce, o którym nikt nie wiedział. A może nie chciałeś wiedzieć?

Cały film jest trudny. Od pierwszych klatek po napisy końcowe. To trudne, obrzydliwe, przerażające i obrzydliwe. Najpierw chcę potrząsnąć Wołodką, potem Julką. A potem wszyscy główni bohaterowie filmu razem. I zapytaj: co robisz i kto będzie za to odpowiedzialny?

Przebaczenie (1992)

Julia (Elena Polevaya) i Wołodia (Viktor Konisevich) „odlecieli” już na samym początku filmu. Wołodia właśnie odszedł z wojska i pracuje jako kierowca. Julia ledwo ukończyła szkołę. No cóż, jakie naprawdę są dzieci, kiedy same są jeszcze dziećmi?

Para wygląda niezwykle komicznie. Wołodka jest strasznie, po prostu strasznie irytująca. Oczywiście wierzy, że wymawiając słowo „ciąża” lub „dziecko”, Yulka natychmiast „zajdzie w ciążę” ponownie, więc mówi rozważnie i przyprawiając o mdłości nieprzyjemnie, wskazując na swój wciąż płaski brzuch — „to”, „z tym” . Oczywiście martwi się, jak nie wpaść w kłopoty przez długi czas. W końcu „to” przydarzyło się nieletniemu. Jest mu obojętne, co i jak stanie się z dziewczyną, nie potrzebuje jej, nie ma i nigdy nie było miłości. I najważniejsze, żeby teraz zapłacić pięćdziesiąt dolarów i jeśli zajdzie taka potrzeba, dorzucić ćwierć dolara podziemnemu lekarzowi, i tyle, można spokojnie żyć dalej.

Julia to czysty mniszek lekarski ze wsi, jej poziom rozwoju to przedszkole. Patrzy ślepo w otwarte usta przystojnego „pana młodego” i nie wyobraża sobie nawet, że zaraz po aborcji on ją opuści i nigdy się nie ożeni, jak obiecał. Julia bardzo kocha Wołodię, wierzy mu we wszystko, biegnie jak Prosiaczek za Kubusiem Puchatkiem w radzieckiej wersji kreskówki, potyka się, wpada na niego w plecy, ale biegnie dalej. Julia jest naiwna i nieoświecona, wesoło podskakuje i uśmiecha się, a kiedy idzie na aborcję, słodko wzrusza ramionami i tak lekko żałuje, że prawdopodobnie zrobi jej się krzywda. Ale wtedy na ratunek przychodzi moja ukochana Wołodechka z ukochanymi słowami — podzielmy wszystko na sto, a ty to zrobisz, sprawa tam, jeden lub dwa i gotowe.

Lekarz jednak odmawia, podaje inny adres, gdzie, oto (!), nie oferują aborcji. To jest zupełnie inne podejście. Bogate, ale bezdzietne małżeństwo. Vladlen Maksimowicz (Wiaczesław Shalevich), który może kupić wszystko i wszystkich, oraz jego żona Natasza (Ludmiła Gladunko) popadają w trwałą depresję (po poronieniu i adoptowanym dziecku, które okazało się „kretynem” i którego oczywiście porzucony, po wypełnieniu dokumentów).

Więc Władlen zgadza się z Wołodią, że Julia urodzi dziecko dla niego i jego żony. Przez cały ten czas para będzie żyła z dala od wścibskich oczu, w luksusowej daczy, z pełnym wsparciem. „Twój” lekarz będzie tam uczestniczył w porodzie. Za to Wołodechka otrzyma dziesięć tysięcy rubli, prestiżową pracę za granicą i tak dalej za drobne rzeczy codziennego użytku w postaci taksówki i lodów. Potem kwota rośnie do piętnastu tysięcy, ale wyprzedzam siebie.

Głupia Julia, po „uczciwych” poglądach i namowach Wołodii, zgadza się na tę przygodę, nie myśląc wcale o konsekwencjach. W końcu Wołodechka obiecał, że wszystko będzie dobrze, a potem na pewno się pobiorą. A poza tym (hurra, hurra!) nie ma potrzeby aborcji. Nie ma potrzeby aborcji – to dobrze. Czy można nie poddać się badaniu i nie wiedzieć, że rodzić można wyłącznie w warunkach szpitalnych?

Czas mija, dziecko nie jest już ziarnkiem grochu, Julia niedługo rodzi. A teraz, dopiero teraz, do dziewczyny zaczyna docierać, że musi oddać swoje dziecko takiemu „troskliwemu” wujkowi Vladlenowi. Przez te dziewięć miesięcy Yulka dorosła i zaczęła rozumieć, że na świecie jest nie tylko morze, ziemniaki, mięso, gruszki, piękne sukienki, ale także brud i podłość.

Nagle Wołodia także „dojrzewa”. Pojawiają się uczucia do Julii i początki odwagi, by przeciwstawić się władzy. To prawda, że ​​próba odwrócenia kursu i zwrotu pieniędzy prowadzi jedynie do agresji i gróźb. Wujek Vladlen jest bezduszny i okrutny, a nie biały i puszysty. I nie obchodzą go uczucia bachorów. Dziecko trzeba będzie oddać.

To właśnie się dzieje. Syn Slavik jest teraz w nowej, zamożnej rodzinie. Wołodia jest za granicą. A Julia jest na cmentarzu. A teraz, po około 17-20 latach, czyli już w latach 90., Wołodia wraca do ojczyzny z jednym tylko celem — spotkać się z synem. I zobaczcie człowieka, który odebrał mu prawdziwych rodziców. Na widok rozmowy Slavika i Wołodii w kuchni ściska mnie w gardle.

Ale kto jest najbardziej winien tej tragedii? Ludzi, którzy zdecydowali, że mogą kupić sobie szczęście rodzicielstwa bez konsekwencji? Bezmózgą młodą matkę, której współczujesz aż do łez? Samolubny Wołodia, który zdawał się chcieć wszystko naprawić, ale stchórzył w ostatniej chwili? Zwykła ludzka obojętność i niechęć? Kto lub co?

Z jakiegoś powodu najstraszniejsze jest spojrzenie na Slavika — chłopca, który dorastał w doskonałych warunkach z materialnego punktu widzenia (aż do upadku Unii, a jego ojciec zaczął robić bimber, aby najpierw zarobić, a potem pić sam), ale pod jarzmem grzechu (i zbrodni) rodziców, które wisiało nad nim od urodzenia. Vladlen i Natalia kochali go bezwarunkowo, cokolwiek by nie powiedzieć, nie dostali go tak łatwo. Ale za tą miłością kryje się dziki ból i ostateczny upadek rodziny. Trzy współistniejące osoby w jednej przestrzeni życiowej, gdzie każdy jest sam i każdy czuje się źle.

Niedobrze jest też Wołodii, który mieszka za granicą, ze spóźnionym poczuciem skruchy i wyrzutami sumienia, który chcąc chociaż coś poprawić, choć jest to niemożliwe, żywi nadzieję, że syn mu NIE wybaczy. NIE wybaczy, bo czegoś takiego nie można wybaczyć, Wołodia to rozumie. A zabija go właśnie fakt, że Slavik już dawno mu przebaczył. Że urodził tak wspaniałego, czystego, dobrego chłopca, zdolnego przebaczyć swój najstraszniejszy czyn.

Och, jak ciężko, jak ciężko. Zakończenie absolutnie logiczne, ale jakże trudne do zaakceptowania.

Absolutnie niesamowite obrazy, które zapadają w pamięć. Yulka (Elena Polevaya) – Nigdzie indziej nie widziałam tej aktorki. Szukałem informacji, ale nic nie znalazłem. To oczywiście jej jedyna rola, którą zagrała tak, jak by to miało miejsce w rzeczywistości – dawno temu żyła naiwna wiejska dziewczyna, żyła i umarła, a jej rodzice nawet nie wiedzieli dlaczego.

Bardzo zapadający w pamięć głupek Wołodka, próbujący znaleźć odkupienie na krawędzi życia. Maya Bułhakowa jako położna w podziemiu. Młody i poważny Slavik. Albo Wiaczesław Szalewicz, mistrz życia w latach 70. i „dno” życia w latach 90., niesamowita skala upadku człowieka. Bohater Shalevicha okazuje się być ukarany niejako samym życiem, słusznie „od książąt do brudu”, ale cierpi jego żona, a przede wszystkim ukochany syn Slavik. Slavik, który w tej całej historii jawi się jako czysty anioł, który przypadkowo spadł na grzeszną ziemię.

Przyjaciele, co o tym sądzicie i jak można by to naprawić w tej sytuacji?

Kto powinien był powiedzieć STOP i kiedy było już za późno? A może to po prostu los?

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *