Kiedy zmarł mój dziadek, cała rodzina opłakiwała tę stratę.
Był człowiekiem silnego charakteru i nawet w ostatnich latach, mimo swojego wieku, zachował jasność umysłu i ostrość słowa.
Pochowano go z honorami, jak przystało na osobę szanowaną, a Ty starałaś się być silna, choć coś nieubłaganie ściskało Cię w piersi.
Było to pożegnanie z częścią mojego dzieciństwa, z radami i wsparciem, które zawsze tam były.
Następnego dnia, wciąż nie mając czasu na ochłonięcie po ciężarze pogrzebu, siedziałeś w salonie, gdy nagle zawibrował telefon w Twojej kieszeni. Na ekranie pojawił się numer dziadka. Dreszcz przebiegł mi po plecach. Zamarłaś nie wierząc własnym oczom i dopiero po kilku sekundach zdecydowałaś się odpowiedzieć. Ze słuchawki dobiegł znajomy i pewny jak zawsze głos: „Jestem na cmentarzu. Pomoc.» Z przerażenia i nieporozumienia prawie upuściłeś telefon. Świat wokół zdawał się zamarznąć – wszystko stało się nieważne, z wyjątkiem tego jednego dziwnego wezwania.
Pobiegłaś do drzwi, chwyciłaś klucze i kurtkę i ledwo udało ci się zasznurować buty. Moje myśli były pomieszane: czy to jakiś żart? Błąd? Ale głos był zbyt prawdziwy. Przez głowę przelatywały mi przerażające obrazy – a co jeśli to naprawdę dziadek, jakimś cudem utknięty pomiędzy światami? A może ktoś bawi się Twoimi lękami? Każda sekunda dotarcia do cmentarza wydawała się wiecznością.
Gdy już byłeś na swoim miejscu, długo stałeś przy świeżym grobie, nie mając odwagi podejść bliżej. Telefon w mojej dłoni milczał, a drzewa kołysały jedynie słabym wiatrem. Wybrałeś numer ponownie, ale zamiast odpowiedzi usłyszałeś jedynie syczenie i dziwne, ledwo słyszalne świszczący oddech. Twoje serce biło jak szalone.